Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Andrzej odszedł...
Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim,
Zarząd Fundacji Alivia.
Skarbonka Andrzeja została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel.
………………………………………………………..***………………………………………………………….
Witam serdecznie, nazywam się Andrzej Kukuczka, mam 55 lat, mieszkam w Krakowie i pracuję w Radiu Kraków jako dziennikarz od czasu studiów na UJ. Po przejściu wszystkich szczebli dziennikarstwa radiowego zająłem się głównie muzyką, która od piątego roku życia stała się na zawsze moją pasją życiową i jak to znajomi żartowali: "Tobie to dobrze - słuchasz muzyki i jeszcze Ci za to płacą". Niestety, zły los w postaci mojej ciężkiej choroby usiłuje mnie pozbawić tego, co jest i na zawsze chciałbym, żeby pozostało radością i sensem mego życia.
Stwierdzenie mojej choroby jaką jest złośliwy nowotwór mózgu nie było prostą sprawą. W końcu listopada 2018 roku będąc późnym wieczorem sam w domu przy komputerze, straciłem przytomność, upadając na metalowy stelaż z ukochanymi longplayami, wybiłem dziurę w głowie. Cudem pomogli mi sąsiedzi, wożąc po kilku szpitalach do północy. Po śpiączce farmakologicznej na OIOM-ie i po skierowaniu na oddział interny wydawało się nie być zagrożeń, że to całe zmartwienie. Ale kiedy 14 stycznia 2019 roku straciłem ponownie (już nie będąc sam w domu, więc pomoc od razu) przytomność, okazało się po badaniu tomografem i rezonansie na neurologii, że interna za pierwszym razem to był błąd zasadniczy.
Przyszedł marzec 2019 roku, po kilku pobytach w szpitalach krakowskich z powodu trudności w postawieniu diagnozy i po precyzyjniejszym rezonansie magnetycznym oraz skierowaniu na konsultację do profesora neurochirurga, okazało się, że to guz mózgu, który trzeba operować. Miesiąc oczekiwania i wreszcie 17 kwietnia porażająca w swej niewyobrażalnej procedurze 4,5-godzinna operacja na żywo przy obecności i w kontakcie z anestezjologiem i logopedą, ponieważ chodziło o umiejscowienie w pobliżu ośrodka mowy. Zdaniem prof. R. Czepko udana, dawała nadzieję... (prywatne zajęcia z dwoma logopedami, uczącymi mówienia, pisania, czytania), póki nie przyszedł wynik histopatologii - guz złośliwy, skąpodrzewiak. A z nim konieczność 60 naświetlań, potem wielomiesięczna chemioterapia, ale nawet powrót do pracy.
Niestety w marcu 2020 roku rezonans wykazał nieskuteczność chemii i powody do niepokoju. Potwierdzony potem na precyzyjniejszym aparacie obrzęk mózgu z wznową guza i konieczność ponownej operacji. Nastąpiły trudności w wysławianiu się i pogorszenie samopoczucia. 14 maja konsultacja u poprzedniego operatora i warunek "bezwzględne zgłoszenie się do szpitala w poniedziałek, wtorek - po tym terminie nie podejmę się już operacji, przy tym bez gwarancji zachowania mowy". Dla mnie, wieloletniego dziennikarza radiowego, głównie muzycznego, brzmiało to podwójnie tragicznie.
Dzięki uprzejmości i przychylności prof. T. Trojanowskiego z Lubelskiego Ośrodka Terapii NanoTherm udało się skonsultować alternatywną metodę, niosącą nadzieję na możliwość oszczędzenia mowy i uzyskać orzeczenie, że to jeszcze nie ten etap oraz radę poddania się operacji jak poprzednio, u doskonałego neurochirurga prof. R. Czepko.
28 maja przeszedłem ponowną operację, po której czułem się dość dobrze, dopóki przez dwa tygodnie brałem antyobrzękowe sterydy, potem wystąpiło pogorszenie samopoczucia, kilkunastodniowe napady gorączki, utrata kontaktu, drżenie i częściowy niedowład, wycieczki od przychodni do przychodni, bo sprzeczne orzeczenia co do podłoża internistycznego czy neurologicznego gorączki. Wszystko utrudniał koronawirus (dwa testy), izolacje, izolatorium szpitala. I cały czas od operacji poważne niedowidzenie, ponieważ od niemowlęctwa mam poważną wadę wzroku. Niedołęstwo...3 lipca rozpocząłem chemioterapię. W międzyczasie wynik badania histopatologicznego - glejak wielopostaciowy RG4. Dopiero 8 lipca kontrolny rezonans pooperacyjny wykazał obrzęk całej lewej półkuli mózgu i ponownie włączono sterydy po parotygodniowej przerwie, co pozwoliło mi samodzielnie stanąć na nogi, ustąpiło drżenie.
Uszkodzenie nerwu wzrokowego, ograniczenie pola widzenia, kosztowne pryzmatyczne okulary (w przygotowaniu), praca z logopedami przy usuwaniu anomii, zaawansowane choroby współtowarzyszące wymagają leków i ciągłego leczenia, związanego z kosztami ponad moje siły jako jedynego żywiciela rodziny. Wiadomym jest, że moja choroba główna, glejak, związana jest już na zawsze z dalszą koniecznością innych bardzo kosztownych metod leczenia ratujących życie, nawet niedostępnych w Polsce - w grę wchodzi tylko terapia immunologiczna w Kolonii, na co brak mnie i rodzinie środków., dlatego zwracam się do Was Przyjaciół, Znajomych, Sympatyków, gorąco i pilnie..
Darowizny na rzecz mojego leczenia można przekazywać za pomocą płatności on-line, karty płatniczej, PayPal lub tradycyjnego przelewu. Aby dokonać wpłaty, kliknij na przycisk "Pomóż" w niebieskim prostokącie.